poniedziałek, 3 lipca 2017

ULUBIENIEC - Puder rozświetlający HIGHLIGHTING POWDER Pierre Rene


Czeeeść!
To chyba jest ten moment, kiedy mogę oznajmić, że już prawie rozpoczęłam wakacje. Wypatruję Słońca jak tylko mogę, ale chyba lipiec nie będzie zbyt gorący, więc jak na razie trzeba zaczekać na wariacje.
Dzisiaj opowiem Wam trochę o moim ostatnim ulubieńcu w letnim okresie. Przyznam Wam szczerze, że z każdym rokiem mój sposób makijażu zmienia się diametralnie, więc na dzień dzisiejszy nie jestem totalnie w lesie. Kiedyś moim celem był konkretny mat, nic nie mogło mi się świecić na twarzy, i to jeszcze jak. Kończyło się to płaskim efektem makijażu twarzy, który nie był zbyt efektowny i nie taki mi się dzisiaj marzy. Każdy się uczy poprzez doświadczenia, zatem i ja nie jestem mistrzynią makijażu i do ideałów pozostają tylko westchnienia.
Przyszła moda na mocne rozświetlenie i wtedy zapaliła mi się lampka, że jest to moje marzenie. Odeszłam od mocnych, pudrowych makijaży na rzecz naturalnej, rozświetlonej twarzy.
Wypróbowałam mnóstwo rozświetlaczy i w większości, żaden nie dawał mi takiego efektu, jakiego oczekiwałam. Na III Edycji Konferencji Meet Beauty otrzymałam od marki Pierre Rene ciekawe produkty, m. in. puder rozświetlający Highlighting Powder do twarzy i ciała. Pojemność produktu to 20 g, więc nie wiem kiedy go zużyję w całości, ale lubię to i jest wart nawet najwierniejszej miłości!
To właśnie przez ten puder stałam się maniaczką rozświetlenia moich obojczyków, a czasami wręcz całej tej strefy, czyli ramiona, obojczyki, biust i już. On uzależnia, zwłaszcza, że nadaje piękne rozświetlenie na twarzy i ciele - no cóż.
Dzięki temu produktowi możecie zapewnić sobie blask oraz wrażenie zdrowej oraz promiennej cery na cały dzień. Dzięki małym machnięciom pędzla, a nawet za pomocą palców możecie optycznie spłycić swoje zmarszczki oraz ukryć oznaki zmęczenia, czy niechciany cień.
Puder rozświetlający jest wypiekany i posiada niesamowitą pigmentację, a do tego jest niezwykle aksamitny w dotyku - sama nie wiem jak to opisać, ale przez niego można wylądować na "odwyku". Co najlepsze, jestem totalnym bladziochem i ten rozświetlacz pasuje mi idealnie - ma w sobie chłodną tonację! Nie obawiajcie się jego brzoskwiniowo - szampańskiego odcienia, gdyż on nadaje tylko piękną, jednolitą złotawą taflę na kościach policzkowych - bez nachalnego świecenia. Trwałość jest zadowalająca, a efekt utrzymuje się bez końca.
Do tego jestem zakochana w tym, jak pięknie w Słońcu prezentuje się na ciele.
Na dzień dzisiejszy odłożyłam wszelkie moje poprzednie rozświetlacze i teraz upajam się miłością do tego wielkiego pudru rozświetlającego! <3
Cieszę się, że nie odzwierciedla na twarzy takiego ciemnego koloru jak prezentuje się w opakowaniu. Rozświetlenie możemy stopniować i wierzcie, że tym pudrem nie da się zrobić sobie krzywdy - no chyba, że na prawdę przesadzimy z jego ilością. Pamiętajcie, wszystko z umiarem. Ja rozumiem, że coś może być naszą miłością, ale trzeba znać limit. :D Trzymajcie się tych zasad. 
Opakowanie wystarczy nam na wieki, a efekt na twarzy jest niesamowity! Ja nakładam go na kości policzkowe, brodę, łuk kupidyna, nosek, trochę pod łukiem brwiowym, czoło oraz obojczyki i biust. Bomba! <3
----------
Bądź ze mną na FanPage Brylantina oraz Instagram-ie ! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz